Stan półżycia. Fragment książki „Po tamtej stronie lasu"

Data: 2023-10-19 10:52:47 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Porządkując rzeczy po zmarłej matce, Ewa natrafia na starą szkatułkę należącą kiedyś do jej babki. Jest tam kilka pamiątek i stary album, który pamięta z dzieciństwa, a w nim tajemnicze zdjęcia. Przeszłość babki zawsze była niejasna i pełna niedomówień, matka Ewy miała tylko mgliste wspomnienia z wczesnego dzieciństwa. Ewa postanawia pojechać do niewielkiej miejscowości, do której prowadzą znalezione przez nią wskazówki. Chce odnaleźć chatę w lesie, w której babka i matka spędziły kiedyś kilka lat. Jej przyjazd uruchamia ciąg zdarzeń, które powoli przybliżają ją do przeszłości. Co odkryje po tamtej stronie lasu? Jak bardzo zaskoczy ją to, czego się dowie o przeszłości babki i matki? Czy poznanie długo skrywanej prawdy pomoże jej lepiej zrozumieć siebie samą?

Po tamtej stronie lasu grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Anny Bichalskiej Po tamtej stronie lasu zaprasza HarperCollins Polska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Po tamtej stronie lasu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Rozdział 1

Ewa, 2019

Zerknęłam na kalendarz i uświadomiłam sobie, że już miesiąc tkwię w stanie tego dziwnego zawieszenia, swego rodzaju półżycia. Wyczekiwania na jakieś bliżej nieokreślone „coś”. Chyba powinnam „coś” w końcu postanowić, ruszyć z miejsca, ale nadal nie miałam na to najmniejszej ochoty. Przez ten miesiąc porządkowałam i przeglądałam rzeczy mamy, czytałam jej książki, słuchałam jej ulubionych piosenek. Przeczytałam na nowo jej artykuły i prace naukowe. Cieszyłam się, że mogę to zrobić, że to mam – jej przemyślenia i fascynacje, jej głos zachowany w literach. Chyba łudziłam się, że ją w ten sposób zatrzymam. Chwilami wydawało mi się, że to się udaje, a chwilami wręcz przeciwnie – tylko jeszcze bardziej podsycało jej brak. Nie da się zamknąć całej istoty człowieka w słowach. Nigdy nie wypełnią do końca powstałej pustki. Co nie znaczy, że zamierzałam kiedykolwiek przestać próbować. Minęło pół roku, odkąd mama odeszła, i to była moja odroczona żałoba, na którą wcześniej nie chciałam sobie w pełni pozwolić. Zagłuszałam ją pracą, byle tylko nie myśleć i nie czuć zbyt wiele. Tak naprawdę jednak nie da się przed tym uciec. Wszystko i tak mnie dopadło parę miesięcy później, kiedy wydarzyło się tamto z Weroniką, a ja niedługo później zostałam bez pracy. Wtedy nie miałam wyjścia. Musiałam się zatrzymać.

Wracałam też ostatnio często myślami do Natalii, do tych wakacji kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy mój świat się rozsypał. Chyba dopadł mnie jakiś kryzys, jeden z takich, gdy nagle uświadamiamy sobie, że nie do końca jesteśmy w swoim życiu tam, gdzie chcielibyśmy być. Problem jednak stanowi to, że właściwie naprawdę nie wiemy też, gdzie chcemy być. Czułam wyraźnie, że trzeba coś zmienić, że coś jest nie tak. Doświadczyłam tego parę razy, jednak jeszcze nigdy tak intensywnie, jak teraz. Może to dobry czas, żeby wrócić do terapii. Zdecydowałam, że pomyślę o tym, jeśli to wszystko nie minie. Na razie postanowiłam, że dam sobie jeszcze trochę czasu. Szukałam jakiegoś drogowskazu, czegoś, czego mogłabym się chwycić.

Uruchomiłam komputer i zerknęłam na Facebooka. Paru znajomych pytało, co u mnie. Zazwyczaj odpisywałam dość szybko, ostatnio jednak prawie nie korzystałam z internetu i czułam, że dobrze mi to robi. Wiedziałam tylko, że powinnam w końcu odpisać. Nie chciałam, żeby się martwili. Tych kilka najbliższych osób wie, że miałam ostatnio kiepski czas, więc tym bardziej może niepokoić ich moje milczenie. Właśnie wysyłałam kolejną wiadomość, kiedy mignęło powiadomienie. Ktoś skomentował mój post, który zamieściłam na jednej z dużych grup związanych z fotografią. Kliknęłam, nie robiąc sobie większych nadziei. Wcześniej pojawiło się już kilka komentarzy, ale nic z nich nie wynikało. Ten mnie jednak zaskoczył.

Wiem, gdzie jest to miejsce – pisał ktoś. – To na rynku to Lipowice, miasteczko na północnym wschodzie. Poznaję ten kościół. A to w lesie – to Kamienna Polana w Błękitnych Brzegach, wiosce leżącej kawałek dalej. Te kamienie są dość charakterystyczne.

Wpisałam w wyszukiwarce nazwy miejscowości. Lipowice okazały się niewielkim miastem w północno-wschodniej Polsce, a Błękitne Brzegi – wsią znajdującą się niedaleko. Odnalazłam parę zdjęć placyku i kościoła. Miejsce w lesie też było na kilku fotografiach. Kamienną Polanę opisywano jako jedno z tak zwanych miejsc mocy.

Dzięki, to chyba rzeczywiście to – odpisałam na komentarz. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Naprawdę znalazłam to miejsce? Tak po prostu? Pożałowałam trochę, że nie zrobiłam tego wcześniej, kiedy mama zaczęła się tym bardziej interesować, jeszcze przed chorobą. Teraz myślę, że może coś przeczuwała i w jakiś sposób chciała wrócić do początków. Wtedy nic nie znalazła, a jakiś czas później zachorowała i obie musiałyśmy się skupić na leczeniu i na tym, żeby jakoś ją z tego wyciągnąć.

To podczas przeglądania rzeczy mamy jakiś czas temu natrafiłam na starą szkatułkę. Należała do mojej babci. Wyglądała na ręcznie wykonaną; starannie wyrzeźbiono na niej roślinne motywy. Babcia trzymała w niej kilka pamiątek. Był tam stary aparat fotograficzny i zegarek z paskiem, też stary. Nie działał, wskazówki od lat pokazywały tę samą godzinę. W szkatułce było też kilka drewnianych figurek zwierząt, którymi czasami bawiłam się jako dziecko. Główną pamiątkę stanowił jednak stary album ze zdjęciami. Widziałam go wcześniej parę razy i zawsze oglądałam zafascynowana te czarno-białe, nieco tajemnicze, zdjęcia. Często pojawiała się tam nieduża drewniana chata otoczona lasem. Na kilku zdjęciach widziałam jej wnętrze, które przywodziło na myśl mały skansen. Piec kaflowy, obok kobieta przy kołowrotku. Haftowane serwetki na starym drewnianym stole. Na wielu z tych zdjęć była też kilkuletnia jasnowłosa dziewczynka. Wiedziałam, że to moja mama. Wszystkie fotografie miały taki sam podpis – „Las” i data – lata sześćdziesiąte. Tylko tyle. Wiedziałam, że te wszystkie zdjęcia zrobiła prawdopodobne moja babka. Całe życie pracowała jako bibliotekarka, ale miała dwie pasje. Książki i fotografię. Szczególnie lubiła fotografować przyrodę. W starym albumie było dużo zdjęć przyrodniczych. Las grał tu pierwsze skrzypce. Zwierzęta, rośliny, tajemnicze ścieżki i zakątki. Aż chciało się wniknąć w zdjęcia i znaleźć tam, w tej leśnej gęstwinie. Pójść jedną z tych ścieżek, wejść do starej chaty. Ciekawe, czy jeszcze istniała? Pewno nie. Ale kto wie? Babcia niewątpliwie miała talent, chociaż nigdy nie zabiegała o rozgłos. Mówiła, że robi to bardziej dla siebie, by jakoś zapisać to, co widzi, utrwalić w kadrze to, co ją fascynuje. Zawsze powtarzała, że życie jest bardzo ulotne, a pamięć zawodna. Miała jednak trochę lokalnych wystaw i powstało kilka albumów, do których włączono jej prace. Fotografią fascynowała się już od młodości, ale dopiero jako starsza kobieta pozwoliła innym pokazać trochę z tego, co przez lata stworzyła.

Wśród fotografii w albumie było też kilka zdjęć zrobionych w jakimś miasteczku. Tam podpis stanowiła tylko jedna litera „L.” i data. Tym razem nie mogło chodzić o las, to musiała być pierwsza litera nazwy miejscowości. Wszystkie zdjęcia z albumu zrobiono na początku lat sześćdziesiątych. Mama opowiadała, że pamięta, jak kiedyś, gdy była mała, mieszkały w tym domu ze zdjęć. Pozostały jej niejasne wspomnienia z tamtego okresu. Nie były to wyraźne obrazy, jedyne ulotne przebłyski, migawki. „To przypomina trochę bajkę. Może dlatego, że byłam dzieckiem, a tamto miejsce miało w sobie jakąś magię – mawiała. – Pamiętam zapach lasu, wszechobecny śpiew leśnych ptaków, lisa przemykającego tuż za oknem, zapach suszących się ziół, stukot kołowrotka, zapach chleba z pieca i świeżego ciasta. I pamiętam też ją”. „Kogo?” – pytałam. „Tamtą kobietę. Mówiłam na nią ciocia, ale tak naprawdę nią nie była”. Babcia nie lubiła podobno rozmawiać o czasach sprzed przyjazdu do miasteczka, w którym później spędziła większość życia. Mama próbowała kiedyś podpytać, gdzie wtedy mieszkały, i odnaleźć to miejsce, ale nie udało jej się niczego dowiedzieć. Wiedziałyśmy obie, że babcia miała trudną przeszłość. Szybko straciła oboje rodziców, później została samotną, bardzo młodą matką. Musiało jej być bardzo ciężko, zwłaszcza w tamtych czasach. Może dlatego nie chciała wracać do przeszłości. Moja mama nigdy nie poznała własnego ojca, a ja dziadka. Nasza historia zaczyna się od mojej babki – małej samotnej wyspy. Wokół niej jest tylko wielka pustka oceanu.

Te zdjęcia wrzuciłam do sieci właściwie tylko po to, żeby czymś się zająć. Jakaś część mnie chciała odnaleźć tamto miejsce, dowiedzieć się czegoś więcej. Nie robiłam jednak sobie wielkich nadziei, że natrafię na jakiś ślad. Właściwie czego ślad? Nawet tego nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, czego tak naprawdę szukam, co z założenia czyniło całą sprawę jeszcze bardziej beznadziejną. A jednak coś miałam. I musiałam zdecydować, co dalej.

Z rozmyślań wyrwał mnie głośny dźwięk dzwonka telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz. Iwona. Dzwoniła już wcześniej, ale nie odbierałam. Mogłam się założyć, że jest wkurzona.

– Cześć.

– No, wreszcie. – W jej głosie słychać było zdenerwowanie. – Czemu się nie odzywasz? Wszystko w porządku?

– W porządku – uspokoiłam ją. – Musiałam po prostu przemyśleć parę rzeczy.

– Mogłaś napisać chociaż dwa słowa. Martwiłam się, do cholery! – zawołała z wyrzutem. – Już nawet zaczęłam się pakować. Jeszcze raz tak zrobisz, a nie ręczę za siebie…

Westchnęłam.

– Przepraszam – powiedziałam ze skruchą.

– Co u ciebie?

– Poza tym, że wyleciałam z pracy? – rzuciłam lekko. – Chyba w miarę okej.

– Wywalili cię? – zapytała z niedowierzaniem.

– W sumie to i tak zastanawiałam się, czy nie odejść. To raczej nie dla mnie. Wkurzyli mnie tylko tym, jaki był nieoficjalny i, zdaje się, główny powód.

– To znaczy?

Opowiedziałam jej wszystko. Wciąż czułam złość, kiedy sobie to przypominałam, tamte emocje. Wróciła do mnie scena z ostatniego dnia w szkole.

– Pani Ewo… – słyszę za sobą głos wicedyrektorki, kiedy wychodzę z gabinetu.

Odwracam się i patrzę na nią uważnie.

– Przykro mi. – Mówi to takim tonem, jakby wcale nie było jej przykro. Z jakąś nieumiejętnie skrywaną satysfakcją. – Ale to po prostu chyba nie jest dla pani dobre miejsce. Od początku nie było.

– Nie wiem, czy dla kogokolwiek jest to dobre miejsce – odpowiadam sucho. – I nigdy nie było.

– Co pani sugeruje? – marszczy brwi.

– Historia lubi się powtarzać, prawda? – mówię. – Ale pani akurat powinna to wiedzieć, w końcu jej pani uczy.

– Niech pani da spokój, przecież to nie ma nic wspólnego z tamtym, co kiedyś… – wtrąca szybko, jakby chciała zamknąć mi usta. – Takie rzeczy po prostu się dzieją. Zresztą nic się w końcu nie stało.

– Naprawdę pani tak sądzi? – Nie mogę uwierzyć własnym uszom. – Nic się nie stało?

Powieść Po tamtej stronie lasu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Po tamtej stronie lasu
Anna Bichalska3
Okładka książki - Po tamtej stronie lasu

Porządkując rzeczy po zmarłej matce, Ewa natrafia na starą szkatułkę należącą kiedyś do jej babki. Jest tam kilka pamiątek i stary album, który pamięta...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Siemowit Zagubiony
Robert F. Barkowski ;
Siemowit Zagubiony
Pokaż wszystkie recenzje